niedziela, 7 października 2012

Rozwód (cholera!)


Miło było, ale się skończyło. Popyskowaliśmy sobie, tzn on: "jak ci się nie podoba, to spierdalaj!" i wysadził mnie przed dworcem.  A oboje mamy dosyć stanowcze i gwałtowne charakterki. Ja byłam wściekła, ale widzę, że week-end razem – OK, ale za długo ze sobą wytrzymać to trudno. A tu już razem prawie 3 tygodnie. Każde z nas ma już odmienny tryb życia i upodobania. (Jak ja z nim wcześniej tyle czasu mogłam wytrzymać? No, bo był Xavier...)
Ejja mówi, że jedna kłótnia to jeszcze nie rozwód. Ale cholera wie? Gdy już nie ma wspólnych dzieci do odchowania ani zależności ekonomicznej? Seks też już w naszym wieku nie taki ważny czy częsty.
Na razie – trochę od siebie odpocznijmy.

Dworzec pusty, wg rozkładu będzie coś dopiero za parę godzin. Potem 2 popołudniowe połączenia do Paryża. Przez inne miejscowości. 
- Jaka różnica w cenie?
- To samo (coś 27 euro z groszami).  Ale ten pierwszy dowozi autobusem do Abbeville. Czy zanotować pani godziny?
- Nie trzeba. Czyli jak na pierwszy nie zdążę, to mogę tym drugim?
Bo zaraz przy dworcu jest deptak nadmorski, potem plaża. Dzień słoneczny, niebo bez jednej chmurki, zamierzam się poopalać. Morze niskie (dopiero zaczyna się przypływ), ale plaża kamienista i nieco za zimno na kąpiel. Wyraźnie po sezonie, młodzież znikła, przechadzają się tylko pary staruszków. Wystarczy tych przyjemności, pojadę tym pierwszym.
Autobus bocznymi drogami zajeżdża do każdej wioski, zbiera pasażerów. Pejzaż płaski, białe krowy na pastwiskach. Z Abbeville pociąg, potem z Amiens drugi... I jestem na Gare de Nord po 19. Piątkowy wieczór, zaczyna się week-end.  Na dworcu wypijam pyszną kawę (że z papierosem, trzeba wyjść przed dworzec). Wcale się do domu tak nie spieszę, bagaż lekki,  wpadnę na Marais, oblecę tę gejowską dzielnicę. (W tym roku, zajęta Gérardem, przegapiłam gejowską paradę. Zapomniałam po prostu, ot co. No cóż, wrócę do nich, bo co mi zostało? To geje są najlepszymi przyjaciółmi.)
Zmierzam do metra. Kłania mi się jakiś facet.
Facio przystojny, dobrze ubrany, grzeczny. Znam go? Niestety, nie mam pamięci wzrokowej i stąd różne gafy. Na wszelki wypadek jestem grzeczna.
  - To do mnie?   
- Tak. Zauważyłem panią przed dworcem. Czy chciałaby pani, nic nie robiąc, zarobić parę groszy? 100 euro.
A więc nie zna, podrywa.  Szkoda że w ten sposób, bo nawet mi się podoba, ale mam zasady.
- Och! Ale przypuszczam, że to coś nieskromnego (impudique), więc nie.
I spadam. Ale poprawił mi humor. Widać nie jestem jeszcze takim starym pudłem. Wyglądam świetnie (obejrzałam się w toalecie w pociągu): obcisły podkoszulek (bez stanika) elastyczny, w biało-niebieskie paski,  dżinsy, opalona na maxa, włosy spalone słońcem ( i już trochę za długie) – widać że wracam z udanych nadmorskich wakacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz