niedziela, 7 października 2012

Manon


Jeszcze były urodziny Manon. Byliśmy latem na urodzinach jej braciszka Néo (nosi imię po bohaterze Matrixa). Zawieźliśmy 2 kilogramowe pudła żelków wcześniej przygotowane. A dwa – żeby i dla Manon było, bo jak mi tłumaczył Xavier dawno temu, dlaczego płacze dziewczynka w "Małym domku na prerii":
- Bo to nie jej urodziny, a ona też chce prezenty...
Ja jeszcze dokupiłam DWA zestawy kolorowych pisaków (po 36 sztuk) i całą barquette papieru do drukarek i po 3 tekturowe teczki na zachowanie najładniejszych rysunków. Jeszcze w pośpiechu chwyciłam kolorową przecenioną piłeczkę, co rzucona na ziemię, (czasem) świeci.
Gérard nie miał pomysłu. Zapytał:
- Co Néo najbardziej lubi?
- Samochody!
Już ma! Tego plastikowego dźwigu (chyba na pedały?), z przyczepą i ruchomym przodem, to nie przebijemy. Zreszta najbardziej lubi prowadzić prawdziwą furgonetkę siedząc na kolanach swego ojca. Wobec tego Gérard po prostu ofiarował w kopercie 20 euro.
Pieniądze, kilogramy cukierków, przybory szkolne – schowała  mama. Chłopczyk został z piłeczką.
A teraz urodziny Manon. Z Gérardem się pożarłam, lecz chcę utrzymać kontakt. Dziewczynka mi się podobała, była delikatna i mądra. Gdy ją poznałam, brakowało jej dwóch ząbków i wyglądała trochę jak wampirek. I śmiała się ciągle! Patrzyła na mnie i się śmiała, maleńka czarowniczka.  
Sama, z własnej inicjatywy, zapytywała co robimy w sprawie kota. A gdy Suif umarła i została pochowana, też zapytała, czy może zobaczyć.
- Tak. Ale najpierw nazbierajmy trochę kwiatów. To będzie miło z naszej strony. (Bo nic więcej już dla Suif nie możemy zrobić.) I każdy na grobie Suif złożył swój bukiecik. 
Powolutku oswaja się dzieci ze śmiercią...
A teraz Manon  będzie miała urodziny.  Latem ofiarowałam jej mój pierwszy tom Harry Pottera, lecz wracając z wakacji mi go zwrócili. Jeszcze za trudne dla niej.
Byłam trochę zaskoczona. Prezentów się nie zwraca? Ale fakt, do mojego egzemplarza byłam przywiązana a Manon wolałabym ofiarować nową całość. (I tak się stało.)
Zamówiłam we FNACu (największa księgarnia), całość w w ozdobnym kuferku, wydane u Gallimarda (coś z 70 euro). A u Chińczyka znalazłam bibelocik: śliczną kostkę 3 x.3 centymetry z przeźroczystego plexi a w środku  narysowany króliczek. (Manon ma w domu miniaturowego królika.) Można ją nosić w piórniku.  I torebka balonów (tych większych) z napisem: 18 lat.  Bo na 8 nie mieli. Ale tę jedynkę można skreślić.
Wysłałam pocztą ( i na fb dostałam od Xaviera podziękowanie). A Gérardowi przypomniałam, że u niego są przygotowane 2 kilogramowe torebki różnych żelków i to puzzle, co jeszcze obciągnięte plastikiem. (Chyba jeszcze Letycji, ale teraz córeczka jest w puzzli wieku.)
Zresztą Gérard przywiózł jakiś stary plastikowy samochód, co pętał się po domu. I Xavier go z uśmiechem powitał a Néo zaanektował zaraz  Ja tej zabawki nie znałam, więc pewnie do Manon należała.
K..., jak ja kocham tę rodzinę!  Jak usłyszałam tonton Pierre w telefonie, to aż mi się miękko zrobiło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz