Jeszcze były urodziny Manon.
Byliśmy latem na urodzinach jej braciszka Néo (nosi imię po bohaterze Matrixa).
Zawieźliśmy 2 kilogramowe pudła żelków wcześniej przygotowane. A dwa – żeby i
dla Manon było, bo jak mi tłumaczył Xavier dawno temu, dlaczego płacze
dziewczynka w "Małym domku na prerii":
- Bo to nie jej urodziny, a
ona też chce prezenty...
Ja jeszcze dokupiłam DWA
zestawy kolorowych pisaków (po 36 sztuk) i całą barquette papieru do drukarek i
po 3 tekturowe teczki na zachowanie najładniejszych rysunków. Jeszcze w
pośpiechu chwyciłam kolorową przecenioną piłeczkę, co rzucona na ziemię,
(czasem) świeci.
Gérard nie miał pomysłu.
Zapytał:
- Co Néo najbardziej lubi?
- Samochody!
Już ma! Tego plastikowego dźwigu
(chyba na pedały?), z przyczepą i ruchomym przodem, to nie przebijemy. Zreszta najbardziej
lubi prowadzić prawdziwą furgonetkę siedząc na kolanach swego ojca. Wobec tego
Gérard po prostu ofiarował w kopercie 20 euro.
Pieniądze, kilogramy cukierków,
przybory szkolne – schowała mama.
Chłopczyk został z piłeczką.
A teraz urodziny Manon. Z
Gérardem się pożarłam, lecz chcę utrzymać kontakt. Dziewczynka mi się podobała,
była delikatna i mądra. Gdy ją poznałam, brakowało jej dwóch ząbków i wyglądała
trochę jak wampirek. I śmiała się ciągle! Patrzyła na mnie i się śmiała,
maleńka czarowniczka.
Sama, z własnej inicjatywy,
zapytywała co robimy w sprawie kota. A gdy Suif umarła i została pochowana, też
zapytała, czy może zobaczyć.
- Tak. Ale najpierw
nazbierajmy trochę kwiatów. To będzie miło z naszej strony. (Bo nic więcej już
dla Suif nie możemy zrobić.) I każdy na grobie Suif złożył
swój bukiecik.
Powolutku oswaja się dzieci ze
śmiercią...
A teraz Manon będzie miała urodziny. Latem ofiarowałam jej mój pierwszy tom Harry
Pottera, lecz wracając z wakacji mi go zwrócili. Jeszcze za trudne dla niej.
Byłam trochę zaskoczona. Prezentów się nie zwraca? Ale fakt, do mojego egzemplarza
byłam przywiązana a Manon wolałabym ofiarować nową całość. (I tak się stało.)
Zamówiłam we FNACu
(największa księgarnia), całość w w ozdobnym kuferku, wydane u Gallimarda (coś
z 70 euro). A u Chińczyka znalazłam bibelocik: śliczną kostkę 3 x.3 centymetry
z przeźroczystego plexi a w środku
narysowany króliczek. (Manon ma w
domu miniaturowego królika.) Można ją nosić w piórniku. I torebka balonów (tych większych) z
napisem: 18 lat. Bo na 8 nie mieli. Ale
tę jedynkę można skreślić.
Wysłałam pocztą ( i na fb
dostałam od Xaviera podziękowanie). A Gérardowi przypomniałam, że u niego są
przygotowane 2 kilogramowe torebki różnych żelków i to puzzle, co jeszcze
obciągnięte plastikiem. (Chyba jeszcze Letycji, ale teraz córeczka jest w
puzzli wieku.)
Zresztą Gérard przywiózł jakiś
stary plastikowy samochód, co pętał się po domu. I Xavier go z uśmiechem
powitał a Néo zaanektował zaraz Ja tej
zabawki nie znałam, więc pewnie do Manon należała.
K..., jak ja kocham tę rodzinę! Jak usłyszałam tonton Pierre w telefonie, to
aż mi się miękko zrobiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz