Mam obsraną łazienkę, mimo że
wychodzę z pieskiem kilka razy dziennie, co ten traktuje czysto rozrywkowo;
zamieszanie, rozliczne przemeblowania – przezimujemy we troje na 30 m², ciasno.
Gérarda cały dzień nie ma, a jak jest to tylko je i śpi. Stara się nie
przeszkadzać – dziś jego budzik nawet mnie nie obudził, a radio wycisza na
poziom znośny lub nawet zakłada słuchawki. Pies się nudzi, w nocy rozszarpał mi
cała okładkę klaseru z dokumentami (dobrze że nic gorszego), podobno lubi
rozszarpywać kartony – na noc zostawię dwa na podłodze. Także zaanektował starą
zmiotkę do zmywania balkonu (a niech mu!). Gorzej, że duży, ciągle wpada pod
nogi, co się ruszę to układa się w przejściu. A już za ciężki żeby go przesunąć
czy wziąć na ręce. Jeszcze urośnie i będzie z niego duża krowa.
Gérardowi w pracy rykoszekowała
wiertarka i ma ranę na policzku – bardzo krwawił. Także gdzieś jadł w południe
i się zatruł. W ogóle robię mu za sekretarkę i jeszcze mam napisać rachunek i
list. By zrobić fotokopie, wyszłam z psem, a ten nie rozumie że ma chwilę
posiedzieć spokojnie przywiązany do drzewa... Zerwał się natychmiast, ale
przeszło, znają mnie tam więc nie wyproszono pieska. Wieczorem dzwonił Xavier, że się poślizgnął w kałuży oleju i ma
stłuczkę. Na szczęście nikt nie jest ranny, bo wiózł dwoje dzieci, tylko
zderzaki poszły. Więc prosi, by Gérard jutro poszukał w dwóch składnicach
części zamiennych w okolicy...
Słowem: dużo zamieszania, jak
zwykle wokół Gérarda, normalne życie. I jeszcze Dana w szpitalu i jeszcze
dziesiątki innych rzeczy. A nawet
nie zadzwoniłam do Olgi i Heidrun.
Ale: tylko na kompie, bez
wychodzenia z domu, to była wegetacja a nie życie.
Gérad kupił pojemnik na mydła
podwieszany pod prysznic, i dużą etażerkę do łazienki, a gdy wyszłam z psem, od
razu ją zmontował i wstawił. Obiecuje tu wstawić na zimę swój komputer z super
drukarką, co robi świetne fotokopie – nie bądę musiała latać. Poprosiłam o maszynę
do szycia, która też jest na terenie, ale używam jej tylko ja.
- Twoje dżinsy są znowu
podarte.
- Przywiozę też.
Normalny pracowity dzień.
Tylko ja znowu zaniedbuję
swoje sprawy papierkowe (bo upierdol!). I chcę napisać parę rzeczy a na razie
tylko wymyśliłam tytuł. "Głos pokolenia", o Marku Gajowniczku, i
zestawić go z Kelusem. Stronka fanów Kelusa jest na facebooku i właśnie
odszukano mi jeden tekst, co parę lat szukałam. Przyjemność.
I chcę napisać o miłości
trubadurów, to dla Jacka z Zielonej Góry. Właśnie wyjaśniło mi się czy olśniło
gdy słuchałam na YT Stachury. Pełno
nowych pomysłów, z których połowę zaraz zapomnę. Tak zawsze jest ze mną.
Ale jestem szczęśliwa – to
wiem.
10/10/2012 21:10
"I chcę napisać o miłości trubadurów, to dla Jacka z Zielonej Góry" wow, czyżby o mnie chodziło?? jeśli o mnie to zdołałaś mnie zdziwić :) co ja mogę chcieć wiedzieć o miłości trubadurów? :)
OdpowiedzUsuńBo to Twoja milosc... )))
OdpowiedzUsuń