poniedziałek, 8 października 2012

Rano


Budzik wrzaskiem obudził mnie o 5:00. (Gérard nie umiał go zamknąć.)  Pies w nocy narobił na dywanik w łazience. Gérard sprzątnął, dywanik (formatu średniego ręcznika) do prania, łatwo. Ale wpadłam na pomysł – niech pies, jeśli musi, brudzi pod prysznicem, tam sprzątnąć najłatwiej. Ciepłam tam ten dywanik, ale pies na razie chyba nie rozumie, dlaczego i jego tam pod prysznic wpycham: kładzie się tylko na ziemi i przeprasza. Na kupkę trzeba z nim wyjść w południe. Nie bardzo umie chodzić na smyczy, ale jeszcze mnie nie przewróci. Za to podobno delikatny i przy ludziach, na smyczy, nie chce się załatwiać.  Trzeba namawiać a potem pochwalić. Wodę ma stale, a rano i w południe mam podać 3 garście krokietek. 
Także w nocy pogryzł okładkę klaseru z moimi dokumentami, nic się nie stało.  Moją letnią bluzeczkę w plastiku – uratowałam. Także obgryzane buty Gérarda postawiłam w nocy na jego stoliku. 
Potem Gérard nie wiedział gdzie kawa, gdzie światło w kuchence, ale wszystko się znalazło. Cukier, miseczka. Kawę sobie robiłam w nocy i nie odstawiłam na miejsce. (Gérard nie lubi mojego gatunku, pamiętam z wakacji. Kupię najlepszą neskę  "carte noire" . ) Będę dziś w Auchanie, bo muszę na poczcie pokryć debet na jednym jego koncie (zostawił 600 euro).  Czy pies może zostać sam w domu?  Kiedyś roczna Ida, zostawiona sama, histeryzowała. A jak przywiążę przed pocztą, to ukradną... ( Ida to była jej babka, bo szczeniaka uważamy za córeczkę Suif, co latem umarła.)
Gérard zapomniał w furgonetce (bo przyjechał osobowym) kempingową lodówkę z pieczenią wieprzową. Dziś ją przywiezie. Mój piecyk działa; jeden pojemnik, żeby upiec, też mam... Dokupię słodkich patatów, to lepsze razem niż ziemniaki.  I prosiłam o więcej talerzy i sztućców (co podobno zgarnął) i dużą poduszkę... Zobaczymy.
Na razie: chyba jestem szczęśliwa.
Na kompie posiedziałam tylko do 1–ej a nie do 4-tej i głupie gry już przestały mnie interesować. To też objaw.
Znowu będę mieć trochę reala.
Gérard jest cały w siniakach. Miał wypadek, wpadł pod własny traktor. Deszcz padał, było ślisko, więc chciał założyć tę osłonę z góry.  I nie wyłączył silnika – a tu, bo duże drgania, coś zaskoczyło i traktor zaczął się osuwać po zboczu. Gérard chciał do niego wskoczyć, ale się poślizgnął w kaloszach i upadł. Traktor mu wjechał w bok – Gérard myślał, że mu połamał żebra – ale nie, żadne. Tylko po dwóch tygodniach ma na wątrobie siniakami odduszony ślad opony.  A potem mu o nogi zahaczyło – też całe w siniakach, ale kości całe. (Choć w jednej przy chodzeniu coś jeszcze czuje.)
Byłam przerażona.  A gdyby złamanie nogi czy pęknięcie wątroby?  Nikt by cię nawet nie znalazł na takim odludziu...  Przecież tam cały tydzień nie widziało się człowieka.  (I nawet na środku drogi można było przykucnąć i nasiusiać. Przyjemności: rozpalenie sobie, choćby o północy, ogniska i sikanie w przyrodzie. Kto, gdzie i kiedy może sobie na to pozwolić? )
Ale Gérard, jak koty, zawsze spada na cztery łapy. (Też wyraźnie ma "dobrą karmę".)
- Ale po tym, już więcej tego dnia nic nie robiłem. Położyłem się i do następnego dnia przespałem.
(I dobrze. Lepiej przeczekać zły okres.)
9/10/12


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz