niedziela, 7 października 2012

Luiza


Gérard ostatnio stracił swoje zwierzęta. Coś do dbania, opieki i kochania, chroniły przed samotnością. Kotka wyskoczyła oknem a stara suka umarła. No, ja się przyplątałam, ale ja mu psa nie zastąpię.
Ja też straciłam Paskudę, tego gołębia, co już ponad dwa lata dokarmiałam. Pewnie nie żyje, staruszek, bo już wiek po nim było widzać i na jedno oko chyba niedowidział.
W następny week-end Gérard wspomniał, że Xavier mu szuka labradora na necie. Ktoś podobno je ma wśród jego znajomych.
- I znowu obsra cały dom. Nie wystarczyłby yorkshire albo jamnik? Taki mały może się załatwiać w kocią kuwetkę.
No i niedługo telefon: jest szczeniak!
- Wybierz dobrze – mówi Gérard. – Ma mieć silne łapy, nie być tchórzliwy, mieć dobrą mordę (najlepiej dziewczynkę).
I, po drodze na week-end, podjeżdżamy do Xaviera.  Gérard, w szczęśliwym oczekiwaniu, jak na spotkanie z narzeczoną. Ja czekam w samochodzie, wczesny ranek. Pozdrawiam Laetycję (staje w oknie). Z Xavierem przynoszą  sporego czarnego pieska. Wykapana Suif! Sympatyczny, zrównoważony, całą drogę grzecznie przespał.  Gérard szczęśliwy. Po paru dniach wybrał mu imię: Luiza!

Wciąż mam reminiscencje z Harry Pottera. To zaskoczenie, gdy szyba znikła i kotka wyskoczyła oknem.  W pierwszym tomia Harry'ego znika nagle szyba w ZOO i wąż boa ucieka do wytęsknionej Brazylii. Potem Gérard wykuwa kilofem i łopatą grób dla Suif jak Harry Potter osobiście, ręcznie, nie używając magii, grób dla domowego skrzata. I jak na pogrzebie olbrzymiego pająka profesor Horacy mówi do Hagrida: "straciłeś ukochaną istotę" choć Ron uważa, że bez tego potwora na świecie jest lepiej.
A teraz: radość Gérarda. To Hagrid, gdy wylągł w ogniu smocze jajo:
- Ti ti ti, pokaż, gdzie jest mamusia? – do potwora.

Szczeniak ma 4 miesiące. Za darmo, tylko książeczka zdrowia, chip, pierwsze szczepienia – w sumie 150 euro.  Xavier zapłacił, nie chiał by mu zwrócić. Więc Gérard mu kupił za 100 débroussailleuse (czy tronçonneuse, piłę łańcuchową do wycinania krzewów).  Gwarancja czy dowód zakupu została w mojej kieszeni. A w domu Gérarda kilka moich książek z biblioteki. (Więc jeszcze się zobaczymy.) Bo zwrócił mi klucze i zażądał swojego. 

-  Zatrzymaj je w razie czego...
- Wolę pod mostem niż u ciebie!  W ciszy i w milczeniu to świat złotej rybki!
(A ja nie znoszę jego zbyt głośnego radia! Non-stop, nawet gdy zasypia. Nawet gdy już zasnął, radio stale gada i mi własne myśli ucina i w zasypianiu przeszkadza!  Na Karma-Lingu obowiązywała cisza i skupienie!
I w dodatku, żeby coś na poziomie. Ale jego ulubiony program, "Grosses têtes", uważam często za wulgarny. Grupa starych facetów, w młodości anarchiści, dziś łysi i z brzuchami a poglądów nie zmienili.
Ot, główna nasza niezgodność.  I nieadekwatność naszych książek: nic z jego nie jest czytelne dla mnie i odwrotnie.  Ale oboje lubimy dobrze wykonaną pracę. Tylko on pracuje w realu a ja na internecie.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz