poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Przyjacielska roślina.

Chyba skręciłam nogę. Boli przy niektórych ruchach pod kolanem, spuchło. Ale żadnego upadku sobie nie przypominam?  Bo pytali o to nazajutrz na pogotowiu. 

 Połóż się – mówi Gérard.  Lecz dzień jest idealny na rozsadzanie truskawek. Więc kuśtykam, zrobiłam sobie tylko na kolano opaskę elastyczną z rozciętej górą myjki frotté. Przygotowałam 13 + 18 + 14 nowych sadzonek.

Wczoraj Gérard wykosił i zabronował dół i dostanę swoją plantację czarnych porzeczek. Przemieszanych z malinami i czerwonymi i wszystkim, co należy już rozsadzić. Wzdłuż będzie przebiegał rząd truskawek dostępnych ze ścieżki. W półcieniu dojrzeją o 2 tygodnie później niż te co na górze w jego warzywniku. Będzie przedłużenie sezonu na truskawki na cały miesiąc.

Na tej spulchnionej ziemi Gérard wyznaczył nowy wjazd, prosto, bez zakrętu przy domku, będzie więcej miejsca na parkingi i bardziej płynne podejście.  A potem – ten cały nadmiar ziemi taczkami woził przed domek: ma być równo, kamienne płyty pod rogi tonelle, następny rządek balustradki, stopień. To są ciężkie roboty! Ja bym umarła, gdybym miała przewieźć i załadować łopatą choćby jedną taczkę. Tylko teraz pół trawnika mam zasypane ziemią z której wyłażą jakieś kamienie i chwasty.

Wpadł Xavier z rodziną i urządziliśmy małe barbecue. Letycja mi pomogła potem sprzątnąć ze stołu, bo ja kuśtykałam. Manon znalazła układankę na półce i zajęła się z Néo. Skąd ona się u Gérarda wzięła? Myślałam, że należała do Letycji, ale ona sobie nie przypomina.

Dostałam, bardzo mizerne i wiotkie, jedną sadzonkę maliny i jedną pomidora. Wyglądają na dziecięce hodowle szkolne na biologii, pomidor miał nawet podpórkę z kolorowych kredek sklejonych skoczem – ale u mnie przeżyją i odżyją. 

Siedzimy z Letycją na mojej żółtej puszystej kapie jak na plaży. Lylo chętnie po niej raczkuje. Obok Xavier z Gérardem zdejmują koła jego kamionetki, coś wiercą. Néo się z zaciekawieniem przypatruje. Sam chwyta za wiertarkę – i nikt nie protestuje?  Widocznie dziecko musi się wcześnie samo uczyć.

To przecież jego tata poprosił o wiertarkę na swoje 12-te urodziny. I dostał. I odtąd wszystko sam umiał. Był od dziecka dorosły.

- Brudne żelastwo. Kobiety do takich ciężkich robót mają mężczyzn – mówię do Letycji. Mężczyźni się śmieją z Cedryka. Bo przyjechaliśmy tym razem tym małym Pegeocikiem po nim, olbrzymi Citroen Gérarda się rozkraczył zupełnie (coś tam zaczęło już za bardzo cieknąć). Wóz Cedryka prawie nie miał oleju i stary, i koła trzeba było nadmuchać, i wycieraczki do wymiany i brak podnośnika... 

Wóz Xaviera ma przejść kontrolę techniczną, a coś tam zakwestionowali w zawieszeniu koła. Tę małą ciężarówkę Xavier sprzedaje, kupi większą... męskie historie.  Gérard zainteresowany, bo jego nowy też musi przejść kontrolę, więc może by się tu udało. Umawiają się na nazajutrz rano.

- Czy ja też pojadę? - pyta Gérard. Bo potem chce kupować jakieś filtry powietrza i oleju, i trzeba się w tych maleńkich literkach szybko zorientować. – Trzeba będzie wstać rano.

Ale to było nazajutrz.

- Wiesz, jedź na tę kontrolę, a mnie wysadź na pogotowiu. Kolano nadal mnie boli – mówię.

Na prześwietleniu wyszło, że nic nie złamane, na szczęście. Zwichnięcie? Worek stawowy? Lekarz pochodził z Bliskiego Wschodu i jego francuski był z akcentem, ja też w terminach medycznych nienajlepsza.  Dostałam receptę na genoulière usztywniającą kolano i jakieś maści. Ale, że w tej chwili nie mam CMU na bezpłatne, nie myślę z własnej kieszeni za to płacić. Do usztywnienia opaska z myjki wystarczy, a zamiast maści napycham sobie pod nią żywokostu, najlepszy.

Już wczoraj przykuśtykałam gdy Gérard pracował w warzywniku. Podaję sekator.

- Masz buty. Natnij mi, proszę, żywokostu. Trzeba wyjść górą z naszego terenu na prawo i przy ogrodzeniu tej łąki co wyżej, rośnie wspaniały okaz żywokostu. Roślina szara, omszona, mniej więcej mojej wysokości.

- Hm, gdzie ona jest?

- Gdy stoisz przed ogrodzeniem, dotkniesz ją lewą ręką. Rośnie tuż przy.

Gérard wraca.

- Nie ma. Znalazłem tylko to – i podaje mi jakieś drobne badziewie (dzikie oregano?). 

- Niemożliwe! Zawsze tam rosła. Gdy się miesiąc temu, szukając storczyków, nieco zgubiłam, poznałam, że przejście na nasz teren jest właśnie tu, po tej roślinie. 

Wracamy. Kuśtykam boso i ostrożnie za Gérardem, czasem usuwam sobie z drogi sekatorem różne ciernie. Za bażanciarnią (pustą w tym roku) ścieżka skręca w górę. Jest zagroda, za nią łąka, krowy – pies zaraz tam wparowuje, lecz gdy stado rusza w jego kierunku, ucieka. Śmiejemy się. Ale gdzie żywokost? Nie ma!

Niemożliwe. Tędy nikt nie przechodził od miesięcy, zarosło zupełnie.

Myślę: była susza półtora miesiąca. Szukam w gąszczu zarośli. O, coś jest! Wycinam prawie zaschniętą łodygę. W sumie znalazłam cztery, boczne. Na ciężkie wypadki stosuje się korzeń utarty z oliwą, ale mój jest lekki i nie chcę niszczyć całej rośliny. Schodzimy.

Liście prawie wyschnięte, z dziurami po ślimakach, ale dobre i to. Łodyga soczysta. Na dole siekam sekatorem, rozgniatam łyżką w grubej miseczce i wpycham sobie śliską papkę pod opaskę. Nazajutrz dodaję trochę wrzątku. Mam kompres z żywokostu.

A że zebrałam trochę za dużo ( u mnie też znajdę ją nad kanałem), a nie jestem pewna jak roślina działa, może doustnie też będzie skuteczna? Roślina jadalna, przy kolacji wcinam nadwyżkę liści smażoną na maśle. Gérard nie chciał.  

I jeszcze bardzo mnie cieszy mój nowy jastrzębiec (Hieratium). Bo zakwitł znowu na pomarańczowo przed Franprixem. Poszłam tam z psem wieczorem, i z trawnika wyrwałam po prostu ręką. W domu korzonki w papier toaletowy i w wodę. Przyjechały bezpiecznie w butelce po wodzie mineralnej.

Roślinka, która dała popalić samemu Mendlowi! Bo u niej nic mu się nie zgadzało z zasadami dziedziczenia. Dopiero później się okazało, że u niej występuje partenogeneza? Dzieworództwo? Niepokalane poczęcie? U roślin jest na to jakaś inna nazwa. Z niezapłodnionych nasionek rozwijają się klony matki.

Większość gatunków jest żółta. Pomarańczowe czy złociste są rzadkie. Kiedyś widziałam jeden w ogrodzie botanicznym w Lozannie. Ten gatunek jest większy niż ten najbardziej popularny z piaszczystych wydm, co mam od zeszłego roku i przeżył: listek sztywny, odporny na złamania, pokryty pojedyńczymi włoskami chyba na pół centymetra. Czy oglądałam go w powiększeniu? Piękny dla mnie jak prawie gerbera. Mam 5 egzemplarzy, które się dalej rozmnożą z nasion i rozłogami.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz