czwartek, 29 sierpnia 2013

Miły dzień

Właściwie idealny. Słoneczny, ale nie za upalny. W ostatnich dniach lekkie deszcze miło odświeżyły powietrze.
Gérard wyjechał nad Atlantyk za pracą. Ja siedzę w domu, przyklejona do kompa i kuruję nadwerężone kolano. Pepetka ze mną została i się potwornie nudzi. W La Rochelle w budowanym domu dadzą jedzenie i spanie znajomemu fachowcowi od ciężkich prac murarsko-ziemnych,  ale zwalać im na głowę całe swoje ZOO to chyba nie wypada.
Koniec sierpnia, powroty z wakacji. Dziś wrócił nasz boulanger i znowu mam pyszną bagietkę. Bo te z arabskich butików w okolicy są jak wata. Przed Franprixem znów kwitnie pomarańczowy Hieracius. Prześliczna roślinka. Przez ostatni weekend w Normandii się nią zachwycałam. Zostawiłam sobie na stole jeden egzemplarz i przesadziłam do grunku dopiero przed wyjazdem. Nazwałam go "słoneczko babuni", bo ma pojedyńcze delikatne białe włoski jak cera starej kobiety. Długości prawie centymetra! Na co to jastrzębcowi? Inne rośliny tego nie miewają. A słoneczko – bo kwiatek wygląda jak słońce rysowane przez dziecko. I bardzo gustowna seledynowa zieleń – kolory jak z Wyspiańskiego albo raczej z Kiriana.
Pod kwiatostanem żerowała na nim jedna gruba czarna mszyca. Zostwiłam.  Roślina silna, wytrzyma nawet całe stado.  Na trawniku, gdzie wyprowadzamy pieski, rosną co najmniej dwa inne gatunki (oceniam po wielkości kwiatków).  A może nawet więcej? Niektóre mają inny odcień żółci. Google podają, że nawet w Polsce występuje ponad 100 gatunków (we Francji pewnie więcej) i że rozróżnić je cholernie trudno.  I czy te większe z listkami na łodyżce to też Hieracius czy to już coś inne?

Wrócili sąsiedzi. Pies szalał z radości. Ja na kompie to się nie liczy, a pies cierpi z samotności i albo śpi albo się nudzi. A teraz znowu ma wspólne biegi i zabawy, przewracanie się, wyrywanie kijka. W dodatku doszedł Spikes towarzyskiego Murzynka. Duży, wysmukły, tygrysio pręgowany, bardzo ładna krzyżówka. Tylko kastrowany (jak tu większość) i wyraźnie nieśmiały.
U sąsiadów smutno: stracili dwa psy i jedno dziecko. Najpierw Sam, stary olbrzymi bokser zaadoptowany w ostatniej chwili ze schroniska. Bo nikt go nie chciał i psa zamierzano uśpić. Sam miał niedowład tylnych łapek, nie mógł chodzić i to Rysio znosił go przez dwa lata z 10-piętra, żeby się piesek wysikał. Sam ważył ze 40 kg, choć wychudzony na szkielet, i tylko Rysio mógł go udźwignąć lub pomóc chodzić za szalik pod brzuchem. Sam dzięki temu przeżył jeszcze prawie dwa lata, kochany, odkarmiany biologicznym jedzeniem, wożony do weterynarzy, w towarzystwie ich suczek.
Ale podobno tuż przed wyjazdem do Polski dostał konwulsji i umarł. Ja byłam wtedy w Normandii i już się z nimi nie zobaczyłam.  A w Polsce Miki, "jedwabiste futerko", TIR przejechał. Zginęła na miejscu, Rysio rozpaczał. Ten piesek mu został po jego matce. Bardzo lubiłam tego pieska. Żywy, inteligentny, charakter bardzo niezależny – ale podobno lubił przechadzać się środkiem drogi.
A ledwo wrócili, nowa smutna wiadomość: 20-letni siostrzeniec popełnił samobójstwo. Dlaczego? Co się stało?
Pytam Lebana: - Czy ty go rozumiesz?
- Nie.
Miał chłopczyk swoje powody, a w tym wieku emocje są silne i biorą górę nad rozumem. Podobno wszystko zorganizował, pożegnał się z rodziną.

Przed ich powrotem wpadł do mnie ich młodszy synek Karen po klucze. Bo Marta zostawiła swoje miejsce na strzeżonym parkingu dla Gérarda, który miał wtedy (i ma nadal) dwa samochody i przyczepę wyładowaną żelastwem miłym sercu mężczyzny. Tę trzyma przezornie w zamykanym garażu.
Nie poznałam chłopaka. Pamiętałam inteligentnego chłopczyka a w drzwiach stanął młodzieniec piękny jak młody bóg, złociście opalony i napakowany (jego brat Leban sprawia wrażenie otyłego), w jasnych lokach o promiennym uśmiechu a przy nim jego dziewczyna. Uśmiechnięci oboje, aż tryskali szczęściem.
Tym dzieciom nie zabroniono wcześnie rozpocząć życia seksualnego, w okresie pierwszej miłości, para licealistów, spędzać u siebie w gościach noce i wspólne week-endy. Dzięki temu nie mają złamanego serca a są dużo szczęśliwsze i energiczniejsze. Mają plany na wspólną przyszłość i sieją na otoczenie szczęściem.
W Polsce było inaczej. Czy to katolickie wychowanie czy to warunki ekonomiczne.

A dzisiaj mgła i zimno! Choć to nadal koniec sierpnia. Te skoki temperatury stają się naprawdę przesadne.
25-29/_/2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz