środa, 15 maja 2013

Sprawy dziwne i niewyjaśnione


Jak można rano wyprowadzić psa, załadować samochód, wrócić po mnie, gdy jeszcze śpię (a więc otworzyć drzwi własnym kluczem!), przebrać się, zmienić spodnie, zabrać bagaże, zatrzasnąć drzwi za sobą – i klucze przepadły.  Nie do odnalezienia, a miejsca przecież niewiele. Szczęście, że miałam przy sobie własną parę.
Klucze nie problem, się dorobi. Ale badge (brzęczyk) do otwierania drzwi – z tym gorzej. Przydzielali po 2 na mieszkanie. Bez niego należy czekać aż ktoś będzie przechodził i otworzy. W dzień nie problem, blok ogromny, 15-piętrowy. Ale Gérard wyprowadza psa przed świtem a ja o północy, wtedy gorzej.
Także kukurydza. Specjalnie przed wyjazdem poleciałam po nią do Araba, kupiłam kilo w całości (jak na popcorn, 1,80 euro), zapakowałam w osobną torbę razem z próbkami innych nasion do zasiania (pois chiche = cieciorka, soczewica, fistaszki, anyż) a wszystkie widziałam że w naszym klimacie urosną. W Parku Bossuet przy dawnym pałacu biskupim przy katedrze są najpiękniej utrzymane trawniki a wzdłuż otaczającej go ścieżki jest wirydaż – kolekcje jadalnych i leczniczych roślin, coś jak maleńki ogród botaniczny. U siebie też to chcę.
Inne nasiona dotarły, a kukurydzy nie ma. Dziwne: dość ciężki w ręku kilogramowy plastikowy worek, jak można zgubić coś takiego? (Chyba to potrafi tylko Gérard.)

Inna dziwna rzecz zdarzyła się w zeszłym roku. Jesteśmy na terenie, niebo bez chmurki. Siedzę na werandzie (papieros i kawka), cisza, spokój, odludzie. Widok na nasłonecznione łagodne południowe zbocze, po lewej słoneczniki, na wprost (50 m) młody sad Gérarda: 3 rzędy młodych drzewek owocowych w odległości 10 m od siebie – i nagle na jedno z drzewek spadł niewidoczny tajfun: zakręcił, zatrząsł, z drzewka z szumem  posypały się liście. Sąsiednie stały spokojnie. Po chwili to coś przeszło na sąsiednie drzewko, a potem przez ścieżkę na sąsiednią łąkę. Lecz tam, mimo wysokiej na metr trawy, po kieszonkowym tajfunie ani śladu.
Widocznie możliwe, choć pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz