Nieznane słowo. Dopiero wczoraj
usłyszałam (czy: przeczytałam) jego znaczenie.Dla pewności musiałam zajrzeć aż
do Wikipedii, choć ruchomy obrazek Robaksa na blogu Arkadiusza Jadczyka ( http://arkadiusz.jadczyk.salon24.pl/507927,bladzac-po-okregu ) wyjaśniał
od razu wszystko. (Też nadal
nie umiem wklejać ruchomych obrazków a nawet zwykłych – to po prostu z
lenistwa, powinnam wpaść w kompleksy.)
Barycentrum – środek ciężkości dwóch mas krążących wokół siebie. Po trajektorii wokół Słońca
nie krąży środek Ziemi, lecz barycentrum układu Ziemia-Księżyc. A niedawno mi
przypomniano, że planety okrążają słońce nie po okręgach, lecz po elipsach, na
których ich prędkość obiegu jest zmienna, tylko pole w jednostce czasu jest
stałe.
A masy planet i ich wzajemne ustawienie
wpływają trochę też na ruch w przestrzeni naszego słońca – i w googlach mogę
obejrzeć na schemacie jak samo słońce zmieniało nieco swoje położenie wokół
swej trajektorii wokół centrum galaktyki w latach 1945-1995...
Obroty sfer niebieskich są szalenie
skomplikowane.
A jeszcze orbita Plutona jest nie
wiadomo dlaczego nachylona pod kątem 17° w stosunku do reszty, i zbyt wąska, nieraz
przecina orbitę Neptuna i w ogóle to nie jest 1 Pluton, ale 5 planetoidek wokół
wspólnego środka masy... I są różne terorie na temat perturbacji orbity
Merkurego.
A na temat obliczeń trajektorii lotów,
algorytmów i metod, to po pierwszych pracach teoretycznych – niewiele więcej w
necie znajdę. Praktyczna wiedza o wystrzeliwaniu sputników, sond kosmicznych –
by właściwie nabierały odpowiedniego kierunku i przyspieszenia w pobliżu
jakiejś masy (astronawigacja), rakiet balistycznych – podobno jest tajna czy
dostępna jedynie NASA (to z innych rozmów fizyków).
Uczę się całe życie. I wszystko jest
ciekawe. Nowe słowa i nowa informacja na ich temat.
Ale widzę, że słowo
"barycentrum" pojawia się we francuskim programie liceum czy na I roku studiów – więc tu była luka w moim
wykształceniu.
Poprzednio takim nowo poznanym słowem
było "aporia". Słowa tego często używał śp. Stanisław Heller a stosował Platon w swoich argumentacjach.
Znaczenie i zastosowanie najlepiej wyjaśnił mi kongolańczyk z doktoratem prawa
na Sorbonie i zupełnie nieprawdopodobnym nazwisku (może odnajdę linka). Chodzi
o takie naprowadzenie adwersarza właściwymi pytaniami, by sam zmienił zdanie –
bo tylko wtedy zostanie naprawdę przekonany.
A jeszcze
wcześniej chodziło o "drala", słowo tybetańskie, co nie ma w językach
europejskich odpowiednika... Prywatie
sobie tłumaczę "siła psychiczna potrzebna do spełniania się życzeń".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz