Nie słyszałam, żeby jakieś panie zapraszały się na barbecue. Te
zapraszają się na pachnące ziołowe herbatki, podane w ślicznych filiżankach z
angielskiej porcelany, do tego ciasteczka własnego wypieku lub kupne, lecz też
w najlepszym gatunku, domowe konfitury.
Barbecue urządzają sobie mężczyźni. Atawizm! Surowe mięso opiekane nad
ogniem (z jednej strony spalone a z drugiej surowe) popijane piwem. Ja tego nie dotknę!
Stopiony tłuszcz kapie i paskudzi trawnik, popiół się sypie, wszystko
tłuste, lepkie i tak brudne, że nie można dotknąć. Katastrofa po prostu. I
jak to wyczyścić? Ale nie trzeba
czyścić, przy następnym ogniu Gérard
po prostu wytrze papierową serwetką.
Xavier na campingu miał elektryczne barbecue bez ognia (byliśmy na
urodzinach Néo). Mięso i frytki wychodzą lepsze, nie takie tłuste i jadalne,
ale czy nie wyrzucono dziecka razem z kąpielą?
Że to było w dzień Wniebowzięcia (15/8) i miały być z tego powodu
sztuczne ognie, podrzucono do nas na noc pieska, czarnego seterka Letycji.
Wieczorem, w tłoku, gdy ma się troje dzieci a jedno jeszcze na rękach, pętający
się pod nogami piesek jest zbyteczny.
Nasza była zachwycona. Gościnna, towarzyska, zapraszała do zabawy.
Uprzejmie odsunęła się od miski i patrzyła, jak piesek warcząc ją wyżera.
- Co jada wasz piesek? – zapytałam nazajutrz Xaviera.
- Tylko krokietki! Dwie miseczki dziennie, trzeba podzielić.
- Akurat - pomyślałam. – Ten głodomór pożerał absolutnie wszystko. Z
kosza wyciągał nawet pestki avocado, sprawdzając czy jadalne. Gdy go odebrali,
Gérard napełniając miskę Pepetki dorzucił:
- Teraz możesz jeść spokojnie, ten żarłok już sobie poszedł.
Piesek był miły, wesoły, beztroski. Jak to pieski, ciekawski. Zabawiała
go i czyniła honory domu Pepetka. Lecz
była różnica w traktowaniu: gdy wsadzał nos zbyt blisko, odsuwało się go
grzecznie lecz stanowczo, w milczeniu. Bez serdeczności ani poklepania.
Pomyślałam, że musi się czuć jak Harry Potter u nie kochającego go wujostwa. Nie ich dziecko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz