Żyjemy. Miło i przyjemnie. Ważymy:
55-73-23 (i to dane sprzed tygodnia!). Mi przybyło kilo i nie wiem czy to
skutki uboczne tych nowych proszków od kardiologa – bo 2 lata temu już coś
dostawałam, po czym przybywał mi kilogram na tydzień. Czułam się jak serdel,
więc je odstawiłam. A tak pyskowałam, że kardiolożka się obraziła i musiałam
zmienić kardiologa. Albo to może być kuchnia Gérarda, bo gotuje pysznie i jem
teraz "na ciepło" codziennie. Wczoraj mieliśmy endywie zawinięte w
szynce pod beszamelem, posypane gruyère i zapieczone – pychotka. I nawet te
endywie nie były gotowane w wodzie tylko duszone na maśle w specjalnym garnku.
A dziś robi cielęcinę z ryżem w pieczarkowym sosie (i też tłusto i smacznie).
Gérard uważa że jestem chuda jak patyk, a raz gdy wypił, wyrwało
mu się "worek kości". Wiem, że lubi grubsze, ale "jak sie nie ma
co się lubi, to się lubi co się ma". I niech nie narzeka.
Piesek też czuje się dobrze.
Druciki mu nie zaszkodziły. Ma sporo swoich zabawek do gryzienia, osobiście
znaleziony na spacerze kawał kija, dwa drewienka i bambusowy kijek który
pracowicie rozłupuje. (Lepiej niech gryzie drewno niż coś potrzebniejszego.)
Nawet dostał od Gérarda jednego pluszaka i jedno gumowe zwierzątko (chyba oba
misie). I z nimi pies jest delikatny?
Bo oba nadal są w stanie używalnym. Poza tym raz znalazł w łazience słoik z
resztkami mydła. Składałam je tam zamiast
wyrzucić, "bo jeszcze mogą się przydać". Zjadł je czy pożuł i wypluł
i rano dywan wyglądał jak w gumie do żucia. (Baniek żadnym końcem nie
wypuszczał.) A słoik z zapachem mydła
nadal bardzo lubi i czasem się nim bawi.
Raz się dorwał do mojej świeżo
kupionej puszki z tytoniem. Że jeszcze miałam, zakupy wsadziłam w lodówkę a tytoń
został na ziemi w torbie. Włączyłam kompa i mnie wcięło.. A piesek widocznie myśli, że co na ziemi to jego.
Dopiero Gérard zapytał, czym tu tak naśmiecone. Moja nowa puszka tytoniu do
zwijania! 100 gramów to teraz już 21 euro! Na szczęście uratowałam większość.
No i dzisiaj zjadł Gérardowi
konserwę. Rano podłużna puszka po jakichś makrelach czy śledziach była idealnie
wylizana. Pomyślałam: zjadł Gérard, a psu dał do wylizania. Ale nie, Gérard
wraca i mówi, że on rano tylko słodkie (do kawy ma na półce różne rogaliki i
ciasteczka). Czyli: pies ściągnął, sam otworzył puszkę zębami i wylizał do
czysta. Patrzymy po sobie ze zdziwieniem.
Miękka metalowa puszka jest cała pogięta.
- Skończysz w więzieniu! – mówi
Gérard do psa.
Ja do Gérarda: - Nasz pies
jest ZA inteligentny...
Podpadło mi, gdy czyściłam
dywan (jak co rano) z podartych papierków, drzazg bambusa, kawałków plastiku i
innych dziwnych śmieci. W pewnym miejscu wyraźnie pachiało sardynką.
No cóż, dywan też można
wyprać, już raz to robiliśmy, jakieś 2 lata temu jak był Jacek. Trzeba na wózek
z Auchana, zawieść do pralni, wsadzić w tę największą i 2 x wysuszyć. Tak, że
jako upierdol to tylko kilka godzin zajętych i ok. 20 euro. A dowieść to i ja
sama mogę, choć to prawie kilometr. Lecz na trasie nie ma żadnego wystającego
krawężnika, wszędzie może przejechać nawet wózek inwalidzki. A i wózek z
Auchana łatwo wchodzi do windy.
Pieskowi niestety musiałam
kupić kolczatkę (10 euro). Jest grzeczny, miły, posłuszny, ale nieraz za silnie
ciągnie. A jeszcze jak zobaczy jakiegoś małego pieska czy dziecko. Nie utrzymam go. Więc lepiej nauczyć teraz, niż gdy
będzie dwa razy cięższy. Już teraz prawie zbije z nóg, gdy z rozbiegu wpadnie
na człowieka.
Co jeszcze: czerwona zmiotka się
znalazła dopiero po tygodniu, gdy już kupiłam żółtą. Była zapchana pod biurko,
razem z nadgryzionym kasztanem i szyszką. Bo tę starą niebieską, co już tylko
do czyszczenia balkonu z gołębi, to już zostawiłam psu. Już i tak porządnie
nadłupał jej plastikową rączkę. Także regularnie obgryza ryżową szczotę do
czyszczenia dywanu, lecz ta się jeszcze trzyma.
W międzyczasie Gérard mi kupił
miotłę na długim kiju (choć taka w domu była). Ale ta Gérarda jest cała
biało-różowa, mięciutka, pełna dekoracji; brakuje tylko wstążeczek i kokardek. Miotła Mary Poppins, z cukiereczka. Bardzo mi się podoba: będzie moja prywatna
latająca miotła. Zawieszę ją na ścianie lub na żyłkach pod sufitem.
Ulubiony trawniczek pieska
już nieaktualny. Okazało się, że tam na parterze mieszka jakaś staruszka i coś
jej się nie podoba: otworzyła okno i zaczęła machać ręką i na nas krzyczeć. Na
szczęście piesek już skończył więc się zmyliśmy. A piesek już dawno potrafi i
gdzie indziej, nie ma nieszczęścia.
(Chyba że w nocy, na ostatnim
wyjściu, jak babcia zaśnie. Czarny pies jest nocą niewidzialny... Ale to
nieładnie. Tylko tak sobie myślę.)
Gérard miał urodziny. Niedawno byliśmy razem w Emmaûs (u nas się
to nazywa Horizon, ale zasada ta sama) rzucić okiem co tam jest i poszukać paru
użytecznych a zapomnianych drobiazgów. Znalazłam poszukiwane protège-table i
cudne porcelanowe płaskie pudełeczko, z dziurkowaną pokrywką, co w centrum w
złotej ramce ma bukiecik fiołków i napis "Toulouse" (150 lat temu
Tuluza była słynna ze swoich plantacji fiołków, co wtedy były w modzie.) Ale to
prezent raczej dla starszej eleganckiej pani a nie dla Gérarda (może np do
środka włożyć swoje pierścionki przed pójściem do łóżka).
Naprawdę nie miałam pomysłu.
Poszłam po bagietkę do Auchana, kupiłam jakieś ciastka i trafiłam, z przeceny,
na 3 doniczki miniaturowych cyklamenów, dawali je razem za 4 euro. Wybrałam
biały, intensywny ciemny fiolet i różowy (zestaw kolorów Letycji) Ale to ja
chcę mieć różne kolekcje roślin na jego terenie, a cyklameny tu zimują w
gruncie. Gérard na kwiaty nie zwraca uwagi i nawet nie zna ich nazwy.
Wobec tego, skoro nie miałam
absolutnie żadnego pomysłu, powiedziałam że zapłacę za niego ten mandat, co
ostatnio przyszedł pocztą. (Gérard nie zatrzymał się na stopie gdzieś w
Normandii i chcą teraz od niego 135 euro.) Lecz jeśli zapłacę do 15 dni - 90
euro wystarczy. A potem to jeszcze
większy upierdol...
Uważałam że to jak psu w gardło, wyrzucone pieniądze, żaden
prezent, z którego się można cieszyć. Ale Gérard był wyraźnie zadowolony i
nawet dał swój znaczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz