piątek, 1 listopada 2013

Mam jechać do Polski

Od dwóch dni wiatr, że nic tylko na miotle latać. Ciepło, można jeszcze w krótkich rękawkach. Niebo niebieskie, chmurki białe, prawdziwe, z pary wodnej. Tych ciężkich i brudnych z chemitrailsów najwyżej 1/4. Trawniki w drodze do przystanku (wybieg naszych piesków) białe od stokrotek. Kilka ostatnich mleczy, jastrzębce przekwitły i znikły. Większość roślin ma swój sezon.
Mam jechać do Polski, ale nie chce mi się i zwlekam. Przed zaduszkami na pewno będą zapchane autobusy. Miło byłoby w Polsce zanieść świeczki. O grób matki kuzynka zadba, ale moje kochane babcie? Jeśli pojadę na początku miesiąca, to też zdążę...
Tu będzie Halloween, dzieciom z bloku trzeba kupić parę kilogramów cukierków. Potem urodziny tonton Pierrot'a, na które zaprasza. Bardzo go lubię i dawno ich nie widziałam. Gerard też będzie miał i chce je obchodzić razem. (To chętnie opuszczę, za dużo ludzi.)
Jestem cała w nerwach z tego wiatru, a robię się wredna, że sama z sobą nie mogę wytrzymać. (Mistral w Marsylii też tak na ludzi działał.)
 - Pies śmierdzi!
- Nie bardziej niż zwykle – mówi Gérard. – Normalny zapach psa.
Nieprawda. Jedzie mu z lewego ucha. Weterynarz mu po zakropleniu wycierał watą, a Gerard zakroplił i nie wytarł. Pies łazi z zatkanymi uszami, wytrząsa się i cuchnie. I nie bardzo pozwala się dotknąć.
Poza tym ma parchy.
- Nasz pies sparszywiał – mówię do Gérarda. – Mamy parszywego psa.
Drapał się na potęgę, zaglądam – a tam pełno pryszczy. O cholera!  Mnie też coś pogryzło ostatnim razem w Normandii. Na szczęście przeszło po prysznicu i wytarciu się spirytusem. Sezon kleszczy minął, a teraz są  podobno jakieś "aouty" (sierpniówki) co się trzymają w wysokich trawach. Gryzie gdzie skóra najdelikatniejsza, włazi w pachy i w pachwiny. Mi przeszło, a psa nie wykąpaliśmy. No to psa pod prysznic a potem smarujemy. Ja optuję za spirytusem, i kupiłam jeszcze dwa opakowania, Gérard radzi betaminę. Nieco przechodzi, choć pies się drapie nadal.  
Wszystko mnie dziś denerwuje. (28/10/2013)


Nie chcę mi się jechać. 6-tego mam samolot za 30 euro (w środy i niedziele lata do Poznania). Autobus jest co dzień, za jakieś 70 euro i jedzie 20 godzin. A ja nie mogę się zdecydować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz